Świat się kończy. Rynek zalewają hybrydy i samochody elektryczne. Diesle są na cenzurowanym i nikt ich nie chce kupować. Duże, wolnossące silniki benzynowe są jak dinozaury, które wiedzą, co się stanie i ze zwieszoną głową czekają na wyginięcie. W tym dziwnym błyskawicznie zmieniającym się świecie wciąż jest jednak miejsce na prawdziwą motoryzację. Co powiecie na coupé z wolnossącym V8 pod maską? W dodatku wyprodukowane przez firmę, która rozpropagowała hybrydy na świecie?
Najważniejsze jest serce, czyli japońskie osiem cylindrów pod maską
Lexus, co jest częste w przypadku marek japońskich, zdecydował się zrobić samochód zupełnie inaczej niż konkurencja. Począwszy od silnika. BMW M4 ma 6 cylindrów i turbo, Mercedes C63 ma V8 i turbo, Jaguar F-Type ma V8 i turbo, a tutaj wpakowano z przodu wolnossący silnik V8 o mocy 464 KM. Maksymalna moc Lexusa RC F osiągana jest wysoko, bo przy 7100 obr./minutę. Identycznie jest z momentem obrotowym, bo całkiem niezłe 520 Nm dostajemy dopiero od 4800 do 5600 obrotów na minutę. Do tej charakterystyki trzeba się przyzwyczaić i ją pokochać.
Ten samochód nie jedzie z dołu, a w trybie Eco i Normal można powiedzieć, że w kategoriach samochodu sportowego w ogóle nie jedzie. Nie zdziwcie się, więc kiedy wyprzedzi was jakiś gniewny hothatch. Nie zniechęcajcie się jednak. Wystarczy przełączyć się na tryb Sport S i wszystko zaczyna się układać. Zmieniają się zegary, skrzynia szybciej zmienia biegi, dłużej trzyma je na obrotach i odczuwalnie redukuje je przy gwałtownym hamowaniu, a trybie Sport + wszystko dzieje się jeszcze… bardziej. RC F przyspiesza w 4,3 sekundy do 100 km/h i rozpędza się maksymalnie do 270 km/h.
Kiedy trzeba potulny jak baranek
Lexus potrafi być potulny jak baranek. Kiedy jadę spokojnie, gdzieś w oddali słychać subtelne mruczenie wydechu i nic, poza jędrnym zawieszeniem i sportową pozycją nie zwiastuje, że będzie działo się coś więcej poza leniwym toczeniem się do celu. Sztywne, ale jednocześnie wygodne fotele trzymają doskonale nawet najszersze plecy i dużo lepiej radzą sobie podczas codziennych wojaży niż karbonowe krzesła z nowego BMW M4 Competition. Japończycy nie byliby sobą, gdyby nie obejrzeli komisyjnie każdej śrubki, wrzucając jednocześnie kilka gadżetów rodem z motorsportu. Puste półosie, sztywniejsze tuleje wahaczy, czy solidniejsze mocowanie silnika. Dodatkowo maska, dach i spojler zrobione z włókna węglowego celem odciążenia, bo Lexus RC F waży sporo, ponad 1,7 tony. Najlżejsza jest odmiana Track Edition, około 70-80 kilogramów lżejsza od innych.
Jak się prowadzi Lexus RC F?
Lexus jest bardzo „ustawialny”. Można w nim wiele rzeczy dopasować pod swoje wymagania. VDIM, czyli Zintegrowany system zarządzania dynamiką pojazdu ma 4 tryby: Normal, Sport, Off i Expert. Mechanizm różnicowy z wektorowaniem momentu obrotowego (czyli z dostarczaniem go płynnie na to koło, które tego bardziej, w zależności od sytuacji, potrzebuje) ma kolejne 3 tryby: Standard, Slalom i Track. Jeździłem tym samochodem tylko po drogach publicznych, więc nie mogłem sprawdzić ustawień, które nadawałyby się typowo na tor, ale wiem, że dynamiczna, niemal sportowa jazda tam, gdzie możemy sobie na to pozwolić, daje w tym samochodzie wiele radości. Lexus RC F jest stabilny, dobrze tłumi nierówności, a solidność montażu i sztywność całej konstrukcji powodują, że do środka nie dostają się żadne niepożądane dźwięki, czego nie można powiedzieć o samochodach konkurencji. Silnik budzi się do życia powyżej 4 000 obrotów/minutę i brzmi wtedy niezwykle przyjemnie, choć moim zdaniem mógłby być jeszcze odrobinę bardziej drapieżny. Hamulce karbonowo-ceramiczne nie męczą się jak zwyczajne, są całkiem precyzyjne w dawkowaniu siły hamowania, ale wymagają 49 000 zł dopłaty.
Wnętrze to mieszanka stylów…
Warte zaznaczenia jest wyjątkowe wnętrze, a wyjątkowe dlatego, że żadna z pokrewnych marek nie wpadła na tak karkołomne połączenie stylów. System audio Mark Levinson wygląda jak elegancki hi-endowy komplet domowego audio z lat 90. Gładzik, którym obsługujemy multimedia, jest ewenementem, ponieważ mimo krytyki Lexus umieszcza go z uporem maniaka w swoich samochodach, a cała deska rozdzielcza przypomina wodospad z kaskadami. Cały ten stylistyczny miszmasz wynagradza rewelacyjna jakość, przy której Audi wygląda jak biedny kuzyn zza Buga. Szwy są zawsze równe i dokładne. Skóra miękka i starannie naciągnięta. Plastiki bez zarzutu. Przyciski działają dziś i prawdopodobnie będą też działać, kiedy ludność zamieszka na Marsie. Aluminium to aluminium, a nie pomalowany farbą w sprayu tani plastik.
Najlepsze Lexusy z lat 90. Wybierz coś dla siebie!
Czy prawdziwe coupé może być praktyczne?
Poza specyficzną obsługą multimediów, do której zresztą można się przyzwyczaić, tutaj nie ma się do czego przyczepić. Nawet najlepszy prokurator generalny miałby problem z postawieniem realnych zarzutów. Są też dwa tylne miejsca – przestrzeni jest mniej niż w BMW M4, ale więcej niż w Porsche 911, a taki Jaguar F-Type, choć też sportowy i z V8-kę pod maską, to nie ma tylnych miejsc wcale. Bagażnik na tyle duży, że dwie osoby, o ile jedna z nich nie jest influencerką modową, spakują się bez kłopotu nawet na dłuższy urlop.
Werdykt
Lexus RC F reprezentuje zupełnie inne spojrzenie na auto sportowe. Nie wybierze go ktoś, kto zawsze i wszędzie musi być pierwszy lub ktoś, kto potrzebuje samochodu, żeby podbudować swoje ego. To wysublimowane auto wybierze osoba, która doceni japońską precyzję, dbałość o detale, trwałość, wschodni styl i jedyny w swoim rodzaju silnik. Ten samochód ma prawdziwy charakter i, mimo że auto, którym jeździłem, wycenione jest na 497 000 zł (wersja Carbon), to i tak wspominając wrażenia z jazdy, wciąż zastanawiam się, czy nie zaciągnąć kolejnego kredytu na 30 lat.