Subskrybuj nas

Zapisz się na nasz newsletter

Subskrybuj
Subskrybuj nas

Zapisz się na nasz newsletter

Pierwsza jazda BMW serii 4. Sezon na grilla

BMW Serii 4 to nie jest auto dla każdego, ale grupie docelowej z całą pewnością zapewni przyjemność z jazdy.
BMW M440i xDrive

Kiedy pojawiły się pierwsze zdjęcia nowego BMW serii 4 dyskusję zdominowała gigantyczna osłona chłodnicy. Tylko o niej mówiono, z powodu kontrowersyjnego designu. My mieliśmy okazję przejechać się tym autem i pokonać nim kilkaset kilometrów. Oto wrażenia.

Najbardziej kontrowersyjny element wzornictwa nowego BMW serii 4 (fot. BMW)

Od tego grilla odejść się nie da, dlatego i my zaczniemy opis pierwszej jazdy odnosząc się do najbardziej kontrowersyjnego elementu nowego auta. Osłona chłodnicy nowej „czwórki”, obowiązkowe „nerki” BMW, są pionowe i ogromne. To po pierwsze. Po drugie nie dzielą ich żebra, ale umieszczono na „nerkach” cętki. Przypomina to designem osłonę chłodnicy dajmy na to Kii.

BMW serii 4 z nowymi „nerkami”

Na żywo nowe “nerki” nie wyglądają aż tak monstrualnie (fot. BMW)

O gustach się nie dyskutuje, zresztą przyjdzie jeszcze na to czas. Prawdziwe kontrowersje budzą „nerki” najmocniejszej serii 4, czyli nowego BMW M4, które na rynek trafi w przyszłym roku. Tam cętkowania nie ma, są żebra, ale ustawione poziomo, inaczej niż w autach BMW. Jak chcą krytycy „wbrew marce”. Tyle tylko, że na żywo te nowe nerki nie wyglądają aż tak monstrualnie, jak na zdjęciach. A po pewnym czasie można się do nich przyzwyczaić. Przestają też stanowić główny temat auta.

Dostaliśmy najmocniejsze z “cywilnych” BMW serii 4 – model M440i (fot. BMW)

Nasza pierwsza jazda to była podróż modelem najmocniejszym z gamy, wyłączając wspomniane M4. Dostaliśmy BMW M440i. Znaczek M w nazwie oznacza, że to takie „prawie M”. Co dokładnie się pod nim kryje, mieliśmy się przekonać w czasie podróży bawarskimi drogami. Z jednej strony: autostradami bez ograniczeń prędkości, z drugiej: wiodącymi od miejscowości do miejscowości krętymi i stosunkowo wąskimi jednopasmówkami bez pobocza.

BMW M440i. Auto dla singla z grubszym portfelem

BMW serii 4 miało się wyraźnie odróżniać od “trójki” i to się udało (fot. BMW)

Jeśli chodzi o kontrowersyjny design, zanim doszło do jazd, opowiadali o nim designerzy BMW. Mówili, że głównym celem takiego, a nie innego rozwiązania przodu, była chęć odróżnienia BMW serii 4 od nowej „trójki”. Jeśli o to chodzi, to trzeba przyznać, że praca się udała. Od razu widać, że „czwórka” jest znacznie bardziej dynamiczna i sportowa. Także muskularna. To auto dla zamożnego singla bez dzieci albo faceta po 40. którego dzieci zaczęły żyć już własnym życiem. Stateczna „trójka” zaś ma pełnić rolę auta znacznie bardziej spokojnego, wręcz rodzinnego. Gdyby nie dominacja SUV-ów i crossoverów, seria 3 byłaby wciąż pierwszym wyborem zamożnych i młodych rodzin.

Czwórka jest zauważalnie niższa od serii 3 (fot. BMW)

Same wymiary samochodu wyróżniają go też na plus. „Czwórka” jest o 57 mm niższa od Serii 3, siedzi się w niej zdecydowanie niżej. Inżynierom udało się obniżyć środek ciężkości o 21 mm, a regulacja fotela odbywa się w szerszym zakresie. Wsiadając do auta „wpada się” w regulowany w każdym zakresie fotel, jak w „starych beemkach”, w których siedzi się jak na podłodze.

BMW M440i. To „M” w nazwie modelu nie jest przypadkowe

Literka “M” w nazwie wybrzmiewa natychmiast po uruchomieniu silnika (fot. BMW)

A zatem zostało to ustalone. Seria 3 to nie seria 4. Ta ostatnia ma być sportowa. Czy taka właśnie jest? Model M440i zdecydowanie tak. Już samo brzmienie doładowanego sześciocylindrowego silnika przypomina usportowione, najmocniejsze BMW sprzed dekady czy dwóch – wolnossące motory z rzędowym układem cylindrów. Tamte auta brzmiały i brzmią genialnie. Nowego BMW M440i też słucha się przyjemnie, choć w środku dźwięk wspomagają głośniki.

374-konny silnik brzmi przyjemnie, choć we wnętrzu “wspomaga” go system audio (fot. BMW)

Ten motor, który mieliśmy okazję testować, to 3-litrowy silnik z oznaczeniem B58. Jego moc wynosi 374 KM, a moment obrotowy okrągłe 500 Nm. Silnik połączono z 8-biegowym, sportowym automatem i napędem xDrive. Co ważne, auto jest „miękką hybrydą”. Na pokładzie zainstalowano 48-woltowy system, wspomagający benzynowego sześciocylindrowca.

Jazda tym autem to prawdziwa przyjemność (fot. BMW)

Tym razem BMW autentycznie wzięło sobie do serca „przyjemność z jazdy”. To hasło, mające być inspiracją do tworzenia aut z Bawarii, coraz częściej jest zapominane. W przypadku BMW M440i było chyba wyświetlane na ścianie, żeby przypominać inżynierom, po co pracują.

Jak to w BMW. Moc dostępna, ale tylko na życzenie

Logo “M” na zaciskach hamulców to coś więcej niż znak firmowy (fot. BMW)

Układ kierowniczy jest niezwykle precyzyjny, każdy pokonywany zakręt to czysta radość. Hamulce z logo M działają bez zarzutu, chociaż auto swoje waży i do prawdziwego sportowca mu jednak daleko (właśnie ze względu na masę). Pełen zakres regulacji pozwala utwardzić amortyzatory i poluźnić nieco (albo całkowicie) kaganiec systemu kontroli trakcji. Takie lekkie wślizgiwanie się w zakręty dostarcza mnóstwo radości.

Mimo xDrive, w tym aucie możemy się poczuć jak w pojeździe tylnonapędowym (fot. BMW)

Czteronapęd xDrive ma tę zaletę, że daje pewność, ale pozwala poczuć się kierowcy, jakby jechał tylnonapędówką. Chociaż może też mieć na to wpływ idealny – jak to w BMW – rozkład masy, w proporcjach 50:50. Samochód ma sportowy mechanizm różnicowy. Sportowa jazda, bądźmy szczerzy, w prawdziwym stylu, jest jednak niemożliwa. A to dlatego, że auto jest ciężkie, ponad 100 kg cięższe od poprzednika.

Spokojne pokonywanie kolejnych kilometrów, a kiedy tego potrzebujesz, drzemiąca pod maską moc (fot. BMW)

Zostawiając poszukiwanie sportowych wrażeń na boku, można się jednak w tym samochodzie zakochać. Ogromna moc pozwala jechać spokojnie ze świadomością, że można z niej skorzystać. Ale nie trzeba. Wówczas w aucie jest cicho, doskonale gra audio, obsługa jest przyjemna, stosunkowo (jak na BMW) intuicyjna. Bagażnik ma 440 litrów, kanapa jest składana, więc „czwórka” coupe z powodzeniem spełni rolę auta na dłuższe trasy. Komu będzie miejsca i funkcjonalności brakować, zapewne wybierze wersję czterodrzwiową, która pojawi się później.

Nowe BMW serii 4. Ile kosztuje ta przyjemność?

Kokpit nowego BMW Serii 4 w wydaniu M440i (fot. BMW)

BMW M440i kosztuje od 309 900 zł. Podstawowe 420i  od 190 tys. zł. Przyszła wersja M4 od 420 tys zł. Jak to w BMW, do ceny wyjściowej trzeba doliczyć 25-30 proc. by mniej więcej ustalić kwotę, którą trzeba będzie zostawić w salonie. Biorąc pod uwagę, że mówimy o samochodzie dość oszczędnym, pojemnym, prestiżowym i dającym wiele możliwości ostrzejszej jazdy, cena wydaje się… typowa dla BMW.

W nowym M440i sporo systemów asysty kierowcy dostajemy już w wersji bazowej (fot. BMW)

Na koniec dwa słowa o systemach. M440i to auto z kategorii „wszystkomających”, częściowo za dopłatą. Jest aktywny tempomat i utrzymanie w pasie ruchu, to naprawdę pomaga na autostradzie. System Head-Up wyświetla o 70 proc. większe informacje, a multimedia obsługują Apple Car Play i Android Auto. Jednak systemów bezpieczeństwa dołożono w stosunku do poprzednika aż nadto, bo tylko w standardzie mamy teraz asystenta awaryjnego hamowania i utrzymania pasa ruchu czy system rozpoznawania znaków drogowych. Wspomniany aktywny asystent pasa, kamera 360 stopni i nagrywanie w razie wypadku dostępne są za dopłatą.

BMW M440i to auto odważne, świetnie wykonane, dające przyjemność jazdy (fot. BMW)

Reasumując, BMW tym razem poszło bardzo odważnie. Nie tylko designersko, narażając się na krytykę za nową „nerkę”. Także odróżniając auto od serii 3, by wyraźnie dać do zrozumienia, że mają w Bawarii samochód dla każdego typu klienta: mamusi, tatusia, playboya, młodej dziewczyny, faceta po czterdziestce. I te samochody są od siebie bardzo różne. Za to spięte dobrym wykonaniem, wysoką ceną, nowoczesnością i – jednak – dawaniem przyjemności z jazdy. W M440i jest ona duża. Dla tych, którzy chcą poczuć też wiatr we włosach, BMW serii 4 będzie dostępne również w wersji kabrio.

Total
2
Shares