Ferrari ogłosiło swój nowy, drugi po Ferrari SF90 Stradale, model z napędem hybrydowym plug-in. Ale bez obaw – wciąż pierwsze skrzypce grać będzie przede wszystkim jednostka spalinowa. Czy da się Ferrari 296 GTB jechać na samym prądzie. Producent zapewnia, że tak i obiecuje zasięg 25 km. To tyle samo ile miał mieć SF90 Stradale, który w testach EPA przejechał jednak tylko… 12 km na energii elektrycznej. Czy w przypadku zapowiedzianego 296 GTB będzie podobnie? Ale hej, jakie to ma znaczenie, to w końcu Ferrari!
Ferrari 275 GTB – więcej niż inwestycja
Niemniej szanse na nieco większy zasięg na samej energii elektrycznej są, bo 296 GTB jest mniejszym i lżejszym autem od SF90 Stradale. Jednak nie oszukujmy się – jakoś trudno nam sobie wyobrazić przyszłego posiadacza 296 GTB, który wsiada do auta i delikatnie muska pedał przyśpieszenia w trybie jazdy EV by maksymalizować zasięg. Trudno to sobie wyobrazić, prawda?
Pod maskę zapowiedzianego Ferrari 296 GTB ma trafić silnik V6 o bardzo dużym (aż 120 stopni) kącie rozwarcia cylindrów (to prawie bokser). Jednostka ta jest oczywiście turbodoładowana i to podwójnie. Razem z silnikiem elektrycznym (pamiętajmy, to hybryda), auto ma oferować moc sumaryczną rzędu 819 KM. Czas sprintu od 0 do 100 km/h to 3 sekundy.
Ferrari zapowiada, że auto będzie bardzo zwrotne, a przynajmniej bardziej od innych aut tej marki z silnikiem umieszczonym z tyłu. Wynika to z krótszego o nieco ponad 5 cm rozstawu osi nowego auta. Hybrydowe superauto ma się prowadzić jak… gokart. Trochę śmieszy nas porównanie drogiego supersamochodu do gokarta, choćby dlatego, że prawdziwy gokart jest… tańszy.
Producent zaprezentował też dwie stylizacje nadwozia – jedna to klasyczna czerwień, druga to nietypowe jak na włoską markę szaro-żółte nadwozie. Które wam się bardziej podoba? My zdecydowanie wolimy czerwień, w końcu czerwone są szybsze, a poza tym – to Ferrari.