Subskrybuj nas

Zapisz się na nasz newsletter

Subskrybuj
Subskrybuj nas

Zapisz się na nasz newsletter

Japonia Włodarza: Leksykon japońskiego tuningu cz. I

Kilka lat temu Złomnik wrzucił galerię ze zlotu sportowych i tuningowych fur z końca lat 90. ubiegłego wieku. Błyszczały na nim fluorescencyjną farbą Corsy A, a Daewoo Lanosy przerobione były tak, że mogły grać w każdym polskim serialu, bez zasłaniania znaczków. Koło każdego z tych monstrów stali gapie, którzy podziwiali ulepione fury. Tylko na jednym zdjęciu z tego zlotu koło samochodu nikogo nie było. A auto, o którym teraz piszę, nazywało się Nissan Skyline R33. Dzisiaj wygląda to już zupełnie inaczej i motoryzacyjną Japonię mamy w serduszkach. Postanowiłem stworzyć sobie własną encyklopedię tego, co możecie zobaczyć (i czego nie zobaczycie) na zlotach japońskich samochodów w Polsce. Zapraszam na jej pierwszą część.

Bosozoku

Polonez tuning
Przerysowany tuning powstał w Japonii tuż po II wojnie światowej. Jak widać można go też zastosować w rodzimych “klasykach” (fot. Adam Włodarz/Automotyw.com)

To trochę jak przerabianie Lanosa, tak, żeby nie dało się go poznać! Styl narodził się po wojnie w Japonii. Piloci kamikadze, którzy nie zginęli, nie potrafili sobie znaleźć miejsca w społeczeństwie i postawili na bunt. Stworzyli gangi motocyklowe, które terroryzowały kierowców i były jakoś tam powiązane z Jakuzą. Poszły za tym stroje, zwyczaje, etykieta itp. rzeczy. Po pewnym czasie do motocykli dołączyły fury. Przerysowany tuning z wyścigowymi pułkami, bo ciężko to nazwać spoilerami, specjalne malowanie, wystające rury wydechowe, a często obcięte dachy (w czterodrzwiowych hardtopach) – nie sposób było ich nie zauważyć. W latach 90. policja rozbiła te gangi, ale styl w tuningu pozostał.

Advan
To może mieć swój urok! Szczególnie na prawdziwym japończyku i w barwach Advan (fot. japanesenostalgiccar.com)

W Polsce nikt się nie zdecydował, z tego, co wiem, na takie potraktowanie japońskiego klasyka (bo to takie auta są w ten sposób tuningowane), ale kilka projektów powstało. Najpierw w stylu bosozoku przerobione zostało Isuzu z Leszna. Dostawczy model gnije dzisiaj na jednym z zamkniętych podwórek tego pięknego miasta. Drugim znanym mi projektem jest Polonez, przerobiony w warsztacie Fancymotorsport z Michałowic, którego prezentujemy Wam na zdjęciach. Dzisiaj fura ma już innego właściciela, który wprowadza w niej kolejne zmiany, ale nie wiem, czy pozostanie dalej w stylu bosozoku.

Na czarnych

Subaru na czarnych
To Subaru na czarnych blachach należy do powstańca warszawskiego (fot. Adam Włodarz/Automotyw.com)

Na zdjęciach prezentujemy dwa Subaru. Jedno z nich należy do powstańca warszawskiego i wciąż jest w użyciu. Jego właściciel nie poddaje się i mimo zaawansowanego wieku wciąż nim jeździ. Drugi samochód trafił już w ręce nowego właściciela. Tego pierwszego oczywiście na zlotach nie zobaczycie (chociaż w sumie trzeba spróbować go kiedyś zaprosić), drugi to inna opowieść. I to właśnie o niej jest ten kawałek. Nostalgia za przeszłością sprawia, że posiadanie japońskiego samochodu na czarnych rejestracjach jest czymś super, bo stoi za tym często historia.

złom
Dla “niekumatych” złom, dla innych szyk i szpan! (fot. Adam Włodarz/automotyw.com)

Teoretycznie trzeba już takie auto przerejestrować, ale są tacy, którzy twierdzą, że wystarczy urząd o tym poinformować i dalej można jeździć na czarnych. Nie ważne, na zlocie można czarnymi rejestracjami zadać szyku, zwłaszcza kiedy ma się je na aucie nietypowym – po Warszawie jeździ np. Datsun 240Z na takich blachach! Do tego stylu pasują inne elementy z epoki – stare naklejki, pieski ruszające głowami na tylnej półce, chociaż ten ostatni element prędzej zobaczycie we Fiacie 126p niż w japończyku.

Driftcar

driftcar
Styl nawiązujący do driftu, ale przerabiane tak auta najczęściej odwiedzają zloty, a nie tory (fot. Adam Włodarz/Automotyw.com)

Auto do amatorskiego driftu, czyli taka specyfikacja, którą można się już wybrać na tor, ale ma jeszcze znamiona legalności – to też dość częsty widok na zlotach. Coraz mniej driftcarów to Nissany S-chassis, czy też inne klasyki, bo nie są to już tanie auta i coraz mniej osób decyduje się latać nimi po torach, ale są wyjątki – jest Silvia S13, jest AE86, których to właściciele bywają widywani na tego typu wydarzeniach. Najczęściej jednak do amatorskich driftów wykorzystywane są beemki (E36 oraz E46), tanie w naprawach i łatwe do kupienia.

Mazda MX-5
Japońskie, stosunkowo tanie, lekkie i z napędem na tył? Oczywiście Mazda MX-5 (fot. Adam Włodarz/Automotyw.com)

Wśród aut japońskich jeden model może się z nimi równać pod względem taniości i dostępności – Mazda MX-5. Wersje do driftu, które pojawiają się na zlotach, są oczywiście nieco do niego przygotowane: skręcone gwinty, zaspawany tylny most, często hydrołapa oraz niedozwolona na ulicy klatka. Obowiązkowy jest też hardtop. Właściciele Miat w walce o więcej koni często w silnikach stosują turbosprężarki, ale tego typu samochody mają też zawsze odpowiedni look.

 Fake JDM i JDM

Fake JDM
Fake JDM to na przykład Lexus IS, kóry był dostępny w Europie (fot. Adam Włodarz/Automotyw.com)

Na różnych rodzimych forach i grupach trwa dyskusja, co można nazwać prawdziwym autem JDM. Ja przyjmuję, że jest o samochód na japoński rynek wewnętrzny, który został wyprodukowany w Japonii (czyli Subaru Traviq, o którym pisałem kilka odcinków wcześniej, nim nie jest). Nie oznacza to, że przestaje nim być, gdy był eksportowany, zarówno z kierownicą po lewej (czasem pod inną nazwą patrz. niżej), jak i w oryginalnej wersji (np. Skyline BNR32 w Australii, czy też BNR34 w Nowej Zelandii). Oczywiście JDM-em będzie Toyota Altezza, a nie Lexus IS, którego można kupić w Polsce. Nie zmienia to faktu, że wiele osób chciałoby mieć wersję japońską. Co prawda nie widziałem jeszcze, żeby ktoś przekładał kierownicę z lewej na prawą, ale budowanie japońskich wersji nie ogranicza się jedynie do zmiany znaczka (jak na Lexusie widocznym na zdjęciach). W tej chwili powstaje w Polsce np. replika pierwszej Hondy Civic Type R, czyli modelu w stu procentach na rynek wewnętrzny. Auto ma już większość elementów z wersji oryginalnej, a silnik już płynie do Polski.

Nissan Skyline GT-R
Nissan Skyline GT-R to dobry przykład prawdziwego JDM-a (fot. Adam Włodarz/Automotyw.com)

Oprócz upodabniania modeli, oferowanych w Europie do japońskich odpowiedników, kwitnie na polskich zlotach też kult oryginalnych JDM-ów. W tym wypadku liczy się coraz częściej nie tylko samochód, ale też oryginalne gadżety. Skyline ze zdjęć ma chyba wszystkie tego typu elementy, ale ten trend to także zachowanie oryginalnych elementów, które znaleźliśmy w aucie z Japonii. Sam mam w swojej Glorii rachunki z japońskiej stacji benzynowe sprzed ładnych kilku lat, które znalazłem w schowku, jest gazetka z japońskiego marketu i monety, które pojawiły się po rozebraniu środka, gdy go praliśmy.

Gruz

japoński gruz
Rdza w japońskim “gruzie”? Tak ma być! (fot. Adam Włodarz/Automotyw.com)

To taka JDM-owa wersja szczura. Może być zarówno autem na czarnych rejestracjach, jak i wozem do driftu. Jego cechą charakterystyczną jest to, że nie naprawia się w nim pewnych elementów zewnętrznych. Korozja, poniszczone plastiki, często spalony słońcem lakier itp. idą tu w parze z glebą i małym japońskim kółkiem (ale to tylko jedna z możliwości). Eventowe naklejki, które spotkać można na wielu z wymienionych wcześniej grup, tutaj są elementem obowiązkowym.

naklejki eventowe
Naklejki eventowe, czy japońskie napisy to jeden z kluczowych ozdobników prawdziwego “gruza” (fot. Adam Włodarz/Automotyw.com)

Gruzami są często samochody dość popularne np. Honda Civic. Ważny jest tutaj aspekt finansowy, bo wśród tej kategorii mało jest aut o większej wartości, te bowiem opłaca się odbudowywać. Gruzy mają więc to do siebie, że bywają po kilku sezonach porzucone, zwłaszcza wtedy gdy korozja uniemożliwia już ich bezpieczną eksploatację. Warto dodać, że tym mianem określane są często wszystkie auta ze zlotów JDM (sam tak robię), ale ma to oczywiście charakter żartobliwy xD.

Total
20
Shares