Auta marek premium z lat 90. wracają do łask. W Polsce te maszyny przywodzą na myśl zmiany ustrojowe. Te wozy są synonimem luksusu tamtych czasów, do którego dążyło ówczesne młode pokolenie. Najwięcej uwagi poświęca się niemieckim konstrukcjom, ale jest jeszcze jedna marka – Lexus. Japońskie samochody emanują równie silnym urokiem.
Lexus LS400
Na pierwszym miejscu może być tylko jeden Lexus – to oczywiście model LS400. Nakłady pracy, które zostały poczynione, żeby dopracować ten samochód do perfekcji po dziś dzień budzą respekt całej branży. Auto określone zostało wewnętrznym kryptonimem F1. Powstało 450 prototypów, do których zbudowano 900 prototypowych silników. Łącznie nad samochodem pracowało prawie 4 tys. inżynierów Toyoty. Japończycy pokonali ponad 2,5 mln km, żeby doprowadzić tę limuzynę do perfekcji. Finalnie pod koniec lat 80-tych do produkcji trafiła mierząca niewiele ponad 5 metrów długości limuzyna z 4-litrowym silnikiem V8 napędzającym tylną oś. Auto pokochali najpierw Amerykanie, potem reszta świata. Był to pierwszy model marki Lexus. Na jego barkach ciążyło arcytrudne zadanie ustanowienia marki w rzeczywistości zdominowanej przez europejskie brandy z bardzo długą historią istnienia. Czy to się udało? LS400 do dziś utożsamiany jest z najwyższej próby arcydziełem japońskiej inżynierii. Do niedawna LS400 można było kupić nawet za kilka tysięcy złotych. Te czasy niestety bezpowrotnie minęły. Nawet ten niezwykle długowieczny projekt przeszedł już w swojej linii życia okres niedocenienia i wraca do łask jako pełnoprawny youngtimer. Gdy wejdziemy na forum marki Lexus i poczytamy, o problemach, które są tam poruszane to szybko zrozumiemy, jak bardzo jest to solidne auto. Dziś za przyzwoity egzemplarz trzeba zapłacić minimum dwadzieścia tys. zł, chociaż ceny wraz z upływem lat zaczynają szybko rosnąć. Pomaga w tym nie tylko jego niezawodność i komfort jazdy, ale duży wpływ ma na to jego legenda.
Lexus SC300/SC400
Kojarzycie kultową Toyotę Suprę z lat 90-tych? Czy wiecie, że owa Supra ma technologicznego bliźniaka? To Toyota Soarer, która w Europie i USA była sprzedawana jako… Lexus SC. To pokaźnych rozmiarów dwudrzwiowy sedan, który może być również sklasyfikowany jako luksusowe coupé z aspiracjami do klasy GT. Napęd przekazywany jest na tylną oś. Moc dostarczana jest przez z jeden z dwóch kultowych silników – 3-litrowego R6 o oznaczeniu 2JZ (SC300) oraz 4-litrowego V8 1UZ (SC400), który występował również w kultowym Lexusie LS400. Ten model szczyt swojej popularności osiągnął w Stanach Zjednoczonych i to właśnie stamtąd pochodzi najwięcej używanych egzemplarzy. Pojazd ten dość często był przerabiany na potrzeby driftingu, dlatego coraz trudniej o znalezienie seryjnego egzemplarza. Co ciekawe potężne drzwi boczne mają podwójne zawiasy (podobne do tych w Renault Avantime) aby pozwolić na wysiadanie na wąskich parkingach. Najtańsze egzemplarze kosztują niecałe 20 tys. zł, znawcy tematu potwierdzą, że dobre auto kosztuje ponad 30 tys. zł.
Lexus GS300
Lubię przypominać Wam o pierwszej generacji Lexusa GS300, bo sam takim autem jeździłem. Ten model pod marką Lexus występował tylko jako GS300 z wolnossącym silnikiem 2JZ. Czterobiegowy automat nie pozwala na zbyt dobre przyśpieszenie, ponieważ auto waży ponad 1700 kg. Na szczęście czwarty bieg (nadbieg) pozwala rozpędzić się do ponad 230 km/h. Wadą tego modelu jest skórzana tapicerka, która bardzo źle znosi trudy czasu. Co ciekawe GS300 plasuje się w tym samym segmencie rynkowym, co Mercedes W124, od którego jest o ponad 20 cm dłuższy! Nie przekłada się to niestety na ilość miejsca w kabinie, ponieważ mimo wyraźnie dłuższego nadwozia, to kultowy Mercedes ma większy rozstaw osi o 2 cm.
Lexus IS200
Lexus IS200 to najmniejszy model w ówczesnej gamie japońskiej marki. Pierwsza generacja miała rywalizować z BMW 3. Jego zegary przypominały tarczę naręcznego chronometru, a pod maską znajdował się 6-cylindrowy silnik 2.0 o mocy 150 KM, który był łączony z manualną lub z automatyczną skrzynią biegów i przekazywał moc na tylną oś. Wysoka kultura pracy jednostki napędowej nie przekłada się niestety na zapas mocy i samochód jest po prostu wolny. Nie pomaga w tym przyzwoita wartość przyśpieszenia „na papierze”. Na szczęście są warsztaty specjalizujące się w dokładaniu turbosprężarek do tych jednostek. „Uturbienie” IS 200 to koszt ok. 10 tys. zł. W zamian otrzymujemy samochód o mocy ponad 250 KM, który z powodzeniem może stawić czoło mocnym, seryjnym E36, czy E46. Ceny IS200 są obecnie niskie. Kiedyś znalezienie auta kwotę poniżej 10 tys. było niemożliwe. Dziś jest szansa, że kupimy za 5-cyfrową kwotę sprawne auto.
Lexus GS300 Mk2
Na koniec proponujemy drugą generację modelu GS300. To bardzo udana konstrukcja. Choć wyglądem zupełnie nie przypomina poprzednika to wiele rozwiązań technicznych jest rozwinięciem poprzedniego modelu. Nowy typoszereg w standardzie otrzymał automatyczne szyby we wszystkich drzwiach i białe zegary z podświetleniem typu „indigo”, niczym w zegarku G-shock. Tym razem oprócz bardzo solidnej odmiany GS300 z silnikiem 2JZ (lepszy przebieg momentu obrotowego zapewnia układ VVTi) bardziej kusząca jest wersja GS430, która ma pod maską silnik V8 o pojemności 4.3 i mocy prawie 300 KM. Dziś znalezienie przyzwoitego egzemplarza to koszt ok. 25 tys. zł. Co ciekawe kilka lat temu ceny tego modelu dobijały do przysłowiowego „dna”, ale rynek docenił dużego niezawodnego sedana i finalnie wartości używanych GS-ów ustabilizowały się na obecnym poziomie.
BONUS: Lexus ES300
W latach 90-tych Lexus przygotował dla klientów jeszcze jednego sedana klasy średniej. To przednionapędowy ES300 z poprzecznie zamontowanym silnikiem V6. Oznaczenie ES to skrót od Economy Sedan. Jak się pewnie domyślacie Lexus, czyli „luksus” i ES, czyli „economy sedan” to nie jest dobre połączenie. Samochód zyskał rzeszę klientów w USA jako „lepsza wersja Toyoty Camry”, ale w Europie nie zdobył uznania. Dzięki temu jest bardzo tani i na starym kontynencie dość unikatowy. ES300 dzieli rozwiązania techniczne z Toyotą Camry, a więc jest to kuloodporna konstrukcja.
Podsumowanie
Kupowanie starego Lexusa jest w pewnych kwestiach zaskakująco podobne do kupowania auta użytkowego. Dlaczego? Chodzi mi i o to, że nawet bardzo zmęczone egzemplarze nadal jeżdzą i nie chcą się poddać. Kupując auto, które ma ponad 20 lat, często mamy do czynienia z wozem „psu z gardła wyjętym”, ale nie można dać się zmylić – to wciąż twardzi zawodnicy.
Lexusy z lat 90-tych, to dosłownie “najlepsze”, co tylko mogła zbudować Toyota i wyeksportować na cały świat. Nic dziwnego, że te komfortowe pojazdy są zbudowane “jak czołgi” i większości przypadków nie boją się przejechania jeszcze wielu tysięcy kilometrów. Amerykański prezenter motoryzacyjny Matt Farah kupił kiedyś Lexusa LS400 z ogromnym przebiegiem, po czym sam „dobił nim” do okrągłego miliona mil. To ponad półtora miliona kilometrów. Tak trzeba żyć!