Toyota Mirai. W Polsce równie dobrze japoński, innowacyjny model Toyoty mógłby się nazywać Miraż – na polskiej ulicy nie zobaczymy ani jednej sztuki tego auta. Trudno jednak o dostępność samochodu na wodorowe ogniwa paliwowe, skoro najbliższa stacja tankowania wodoru znajduje się w Berlinie. Toyota pochwaliła się właśnie modelem Mirai drugiej generacji. Dla nas to tylko ciekawostka, ale jednak – ciekawostka.
Zaprezentowana właśnie Toyota Mirai drugiej generacji to samochód skonstruowany na nowej, modułowej platformie konstrukcyjnej GA-L opracowanej przez japońskich inżynierów. Przypominamy, że platforma to jeden z najważniejszych elementów konstrukcyjnych auta, definiuje ona nie tylko gabaryt pojazdu, ale też jego zasadnicze cechy konstrukcyjne, poprowadzenie i umiejscowienie podzespołów, przestrzeń w kabinie, rozlokowanie elementów układu jezdnego czy nawet potencjał technologiczny (moduły sterujące, obliczeniowe, wiązki przewodów itp.).
Przedstawiciele Toyoty chwalą się, że GA-L zapewni nowemu Mirai przestronniejsze wnętrze w stosunku do pierwszej generacji, a także większy zasięg. Platforma ta umożliwia bowiem dodanie dodatkowego (trzeciego) zbiornika na wodór. Według producenta ma to oznaczać wzrost zasięgu Miraia nowej generacji o 30 proc. Auto w pełni zatankowane wodorem przejedzie na bezemisyjnym napędzie elektrycznym około 650 km. Całkowicie przeprojektowany system ogniw paliwowych, zmniejszenie rozmiaru i wagi poszczególnych komponentów ma – jak zapewnia Toyota – skutkować idealnym rozkładem masy 50:50.
Nowa Toyota Mirai zyskała bardziej smukłe proporcje w stosunku do poprzednika. Samochód jest zauważalnie niższy, mierzy 1470 mm (to o 65 mm mniej niż pierwsza generacja). Jednocześnie jest dłuższy (4975 mm) i ma większy o 140 mm rozstaw osi (2920 mm). Zwiększono również rozstaw kół o 75 mm – wszystko to jednoznacznie wskazuje na zwiększenie przestrzeni w kabinie pasażerskiej pojazdu.
Trzy zbiorniki wodoru w nowym modelu rozmieszczone są: centralnie wzdłuż pojazdu pod podłogą, dwa pozostałe pod tylnymi siedzeniami i bagażnikiem. Całość tworzy układ w kształcie litery “T”. Poprzednia generacja Toyoty Mirai mieściła 4,6 kg wodoru. Zaprezentowany, nowy model mieści 5,6 kg wodoru.
Ciekawostką jest to, że mimo zmniejszenia liczby ogniw paliwowych z 370 do 330, nowa Toyota Mirai dysponuje większą mocą maksymalną w porównaniu do poprzednika, wynosi ona 128 kW (174 KM) – jest to wartość o 14 kW większa niż w przypadku modelu Mirai pierwszej generacji. Producent chwali się też poprawieniem wydajności w niskich temperaturach, co ma umożliwić bezproblemowy rozruch auta od -30 st. C.
Zmieniono także akumulator (tak, auta na wodór, też muszą go mieć). Dotychczasowy moduł niklowo-wodorkowy zastąpiono wysokonapięciowym akumulatorem litowo-jonowym, czyli konstrukcją znaną z “tradycyjnych” aut elektrycznych. Nowa bateria jest mniejsza, ma pojemność 4 Ah. Ile to kWh? Mając na uwadze, że napięcie generowane przez akumulator nowego Miraia wynosi 310,8 V, otrzymujemy 4 * 310,8 = 1243,2 Wh = 1,24 kWh. Akumulator ten jest w stanie przekazać do 31,5 kW mocy w 10 sekund.
Modyfikacji uległo również zawieszenie. Zamiast kolumn MacPhersona i belki skrętnej z tyłu znanych z poprzedniego modelu, nową Toyotę Mirai wyposażono w wielowahaczowe zawieszenie obu osi. Na pewno będzie stabilniej i bardziej komfortowo i – raczej na pewno – drożej w eksploatacji.
Na koniec Toyota obwieściła, że planuje 10-krotny wzrost sprzedaży tego modelu. Cóż, w Polsce sprzedano 0 (słownie “zero”) egzemplarzy tego auta, więc bez względu na to ilukrotny wzrost przewidują plany, wynik nie ulegnie zmianie. Przynajmniej tak długo, dopóki w Polsce nie zaczną powstawać stacje tankowania wodorem. Do tego czasu, niezależnie od efektywności auta, inżynieryjnego geniuszu Japończyków, czy technologicznej maestrii tej konstrukcji Toyota Mirai II w Polsce nie ma sensu.