Subskrybuj nas

Zapisz się na nasz newsletter

Subskrybuj
Subskrybuj nas

Zapisz się na nasz newsletter

Sportowe auto za 50 tys. zł. Co wybrać?

Opel GT (fot. mat. prasowe)

Chyba każdy z nas marzy o sportowym aucie w garażu. Prawdziwej „zabawce” na weekend. Auta stworzonego przez pasjonatów dla pasjonatów. Do wydania jest 50 tys. złotych, czyli 10 tys. Euro i kilka tys. „na opłaty”. Jakie sportowe auto można nabyć za te pieniądze?

Purystyczny sportowiec – Toyota GT86

Toyota GT86 (fot. mat. prasowe)

Toyota GT86 to małe lekkie, coupé z silnikiem umieszczonym z przodu i tylnym napędem. Jego twórcy inspirowali się bogatymi tradycjami Toyoty w dziedzinie konstrukcji samochodów sportowych. Tak naprawdę to samochód miał skapitalizować kult, którym obrosła Toyota Corolla AE86 z lat 80., lepiej znana jako Hachi-roku. Nowe auto powstało we współpracy z Subaru, które w ofercie ma bliźniaczy model BRZ. Pod maską obu aut pracuje 2-litrowy wolnossący silnik typu boxer. W efekcie auto nie jest zbyt szybkie, mimo że nadwozie uzyskało wspaniały współczynnik aerodynamiczny Cd=0.27. W naszym budżecie będą dostępne egzemplarze z pierwszych lat produkcji. Sugerujemy wybór tylko i wyłącznie wersji z manualną skrzynią biegów. Praktycznie pozbawiony momentu obrotowego silnik Subaru musi być „kręcony wysoko”, aby zapewnić maksimum frajdy z jazdy. Ale oto w tym aucie chodzi – to po prostu esencja purystycznego małego auta sportowego, które przede wszystkim świetnie się prowadzi. I choć nie wygramy nim wyścigów spod świateł, to możemy być pewni, że uśmiech na twarzy podczas jazdy jest gwarantowany. 

Roadster – Opel GT 

Opel GT (fot. mat. prasowe)

To rasowy roadster, a to oznacza, że projektanci osadzili silnik ze skrzynią biegów za przednią osią. Kształt pojazdu wymuszony został optymalnym wyważeniem i podziałem masy pomiędzy przednią i tylna oś – GT z profilu przypomina trochę Chevroleta Corvette. GT ma ręcznie składany dach, ale to nie przeszkadza, bo to typowy “funcar”. W Oplu GT pracuje czterocylindrowy silnik benzynowy, który montowany jest w USA do pokrewnych modeli Saturn Sky i Pontiak Solsitice GXP.  Jednostka ma pojemność skokową 2,0 l i moc 264 KM. Auto ma pięciostopniowa manualną przekładnię i potrzebuje od 0 do 100 km/h tylko 5,7 sekundy oraz osiąga prędkość maksymalna 230 km/h. GT potrafi na drodze pokazać swój sportowy charakter, a na dodatek prezentuje się okazale i z całą pewnością potrafi zwrócić na siebie uwagę. Kiepskie wyniki sprzedażowe sprawiają, że GT to dziś niszowy produkt, ale decydując się na niego, z pewnością nie zostaniemy posądzeni o brak oryginalności. 

Praktyczna propozycja – VW Scirocco

VW Scirocco (fot. mat. prasowe)

To nasza propozycja zbliżona genami do hot-hatcha. Za muskularne, a zarazem dynamiczne linie Scirocco Typ 13 odpowiada Murat Günak – designer, który wcześniej zaprojektował Eosa, Golfa V oraz Tiguana. Upływ czasu był łaskawy dla linii sportowego Volkswagena. Punktem wyjścia była płyta podwoziowa PQ35 – znana z wielu aut koncernu VW m.in. Golfów V i VI. Mechanika wszystkich wymienionych modeli jest prawie identyczna, co oznacza łatwy dostęp do markowych zamienników oraz części używanych. Kolejnym atutem tego modelu jest przestronność kabiny. Na przednich fotelach jest wygodnie jak w… Golfie. Z tyłu sytuacja wygląda gorzej, ale rozsądna ilość miejsca pozwala realnie myśleć o podróżowaniu z dwójką dorosłych pasażerów na tylnej kanapie. Kufer mieści 312 l. Kto szuka osiągów, powinien raczej wybrać wariant 2.0 TSI. Największą przypadłością silnika 2.0 TSI jest duże spalanie oleju – w wielu autach osiąga dozwolony przez producenta poziom 0,5 l/1000 km. Dla oszczędnych są też silniki 2.0 TDI. Unikajmy 1.4 TSI – są awaryjne.

Coś od BMW – BMW E82

BMW E82 (fot. mat. prasowe)

W 2007 dokonano modernizacji pierwszej generacji BMW 1 E87 i przedstawiono Coupé (E82), jak również wprowadzono paletę nowych silników z flagowymi 123d i 135i włącznie. E82 to samochód sportowy, ale jednak całkiem praktyczny. Dzięki długim drzwiom na tylnym siedzeniu z łatwością posadzimy dziecko w foteliku, a bagażnik o pojemności 370 l jak na auto tej klasy jest naprawdę wystarczający. Flagową wersję 135i napędza trzylitrowy benzynowy silnik N54B30 sprzężony z automatyczną skrzynią biegów. Ponad 300 KM w tak niewielkim samochodzie do dziś robi wrażenie. Auto jest narowiste i dostarcza tak ogromnej dawki adrenaliny, że kierowca wysiada z niego na drżących nogach. BMW 135i można wycisnąć grubo ponad 400 KM, ale nawet w seryjnej konfiguracji to zdecydowanie nie jest samochód dla młodych kierowców. To auto było bazą dla … genialnego modelu stricte sportowego. W 2010 roku, kiedy wydawało się, że „jedynka” powoli zmierza na zasłużoną emeryturę, BMW wyciągnęło królika z kapelusza – szalone, 340-konne 1 M Coupé. 1M jest oczywiście poza zasięgiem, ale 135i lub inne słabsze odmiany zgrabnego coupé mogą być świetnym wyborem.

„Prawie supercar” – Corvette C4

samochody za 25 tys. zł
Corvette C4 (fot. mat. prasowe)

Corvette ma w Europie status amerykańskiego supersamochodu. Czwarta generacja kultowej “Vette” była produkowana od lat 80., aż do późnych lat 90. 50 tys. zł to stosunkowo niewiele za egzotycznego sportowca z otwieranymi przednimi lampami i silnikiem V8 pod maską. Dolny przedział cenowy to samochody z automatyczną skrzynią biegów z rynku USA. C4 ma nadwozie z tworzyw sztucznych, dlatego korozja nie jest problemem. Niestety bardzo szybko zużywają się wnętrza, które z reguły wymagają odbudowy. Należy też zwrócić uwagę na stan powłoki lakierniczej, trzy dekady w kalifornijskim słońcu potrafią zniszczyć lakier. Pod maską wszystkich C4 znajdziemy silniki V8. Wczesne egzemplarze mają dość astmatyczne wersje o mocy 200- 250 KM. Wraz z zupełnie nowym wnętrzem lifting C4 przyniósł też więcej mocy. Najmocniejsza odmiana to ZR1, ale w naszym budżecie trudno szukać takiego auta. 

Przede wszystkim ładny – Renault Laguna Coupé

Renault Laguna Coupe (fot. mat. prasowe)

To auto dla osób, które szukają wysublimowanego wyglądu. To wóz dal kogoś, kto szuka dystyngowanego, komfortowego sportowca, który głównie będzie służył jako „pokaz gustu” właściciela, a nie do sportowej jazdy. Dziś mówi się, że Renault Laguna Coupé to “Aston Martin dla klasy średniej”. Mamy tu zgrabną linię sporego, bo mierzącego 4643 mm, auta. W przeciwieństwie do wyglądu zewnętrznego, wsiadając do wnętrza Laguny Coupé rozpoznamy elementy znane z innych wersji tego auta. Jest to przede wszystkim mało sportowa deska rozdzielcza. Bagażnik ma 423 l pojemności. Zawieszenie Laguny Coupé jest wyposażone w ciekawy system 4Control. Jest to nic innego, jak skrętna oś tylna. Do prędkości 60 km/h koła tylnej osi skręcają się maksymalnie o 3,5 stopnia w kierunku przeciwnym do kół przednich. Z kolei powyżej tej prędkości, kąt skrętu względem osi podłużnej pojazdu zostaje lekko zmieniony w tym samym kierunku, co koła przednie. Pod maską wszystko od 3,5-litrowej benzynowej V6-stki, aż do 2-litrowego diesla. Skoro i tak ten wóz ma głównie rozpalać wyobraźnię, a nie koniecznie łamać kark od przeciążeń w zakrętach, to może właśnie ekonomiczny „klekot” będzie optymalnym wyborem? 

Coś z USA – Ford Mustang

Ford Mustang (fot. mat. prasowe)

Mustang jest dziś jednym z najpopularniejszych samochodów sportowych świata. Kultowy Ford powstał na początku lat 60. jako odpowiedź na potrzeby pokolenia “baby boomers” w USA. Mustag był hitem, ale w latach 70. i 80. ten „Pony car” podupadł. Powodem był m.in. kryzys paliwowy. Wreszcie, już w nowym millenium, wrócił w pełnej krasie. Dziś jest jedną z niewielu opcji zakupu auta sportowego z silnikiem V8, a jego brzmienie wciąż oznajmia o kraju pochodzenia, choć nie każdy Mustang ma osiem cylindrów pod maską. Podstawowa wersja modelu piątej generacji ma silnik V6 o mocy 210 koni KM. Mocniejsza wersja GT jest wyposażona w 305-konny silnik V8, o pojemności 4,6. Piąty Mustang jest staranniej wykonany i wykończony od swego poprzednika, posiada też ciekawe gadżety – możliwość zmieniania kolorów zegarów na retro desce rozdzielczej. Nowy model był się bardzo popularny – szacuje się, że połowa wszystkich aut sportowych sprzedawanych wtedy w USA to właśnie Mustangi. Dla modeli z silnikiem V6 wyprodukowanych w 2006 roku dostępny jest „Pony Package”, czyli ulepszone zawieszenie, szersze opony, nowe felgi, nowy styl atrapy chłodnicy, spoiler oraz nowe oznaczenia. 50 tys. powinno starczyć na bardzo ładny egzemplarz V6, a może nawet na V8 bezpośrednio importowane z USA. Ciekawsze stylistycznie i technologicznie egzemplarze po 2009 będą raczej poza zasięgiem finansowym.

Dla fanów driftingu – Nissan 350Z

Nissan 350Z (fot. mat. prasowe)

Nissan 350Z a świat przyszedł w 2002 roku. Początkowo oferowany był tylko jako zamknięte coupé, ale w 2004 roku producent pokazał też cabrio. 350Z to 2-drzwiowy, 2-osobowy samochód sportowy z napędem na tylne koła, a więc prawdziwy “sportowiec” rodem z Japonii, choć jego design powstał w kalifornijskim oddziale projektowym Nissana. W momencie premiery pod maską 350Z znajdował się wzdłużnie umieszczony silnik V6 VQ35DE o mocy 280 KM. Jednostka napędowa otrzymała zastrzyk mocy podczas pierwszego liftingu na rok modelowy 2006 – 300 KM stało się osiągalne i to w szerszym zakresie obrotów. Drugie odświeżenie w 2007 obejmowało już większą ingerencję w podzespoły. Nowocześniejsza jednostka napędowa o oznaczeniu VQ35HR generowała 315 KM, a nowa maska w wyniku modyfikacji zawieszenia i dolotu powietrza otrzymała dodatkowe przetłoczenie w środkowej części. Przez cały okres produkcji Nissan 350Z dostępny był z 6-stopniową przekładnią manualną lub 5-stopniowym automatem. Precyzyjny układ kierowniczy o bezpośrednim przełożeniu daje dużo frajdy z jazdy, dlatego polecamy skrzynię manualną, która dopełni surowy obraz sportowca. W 350Z moduł zegarów jest połączony bezpośrednio z kolumną kierowniczą, co pozwala na ciekawe dopasowanie pozycji za kierownicą. Dziś 350Z stał się jednym z chętniej wybieranych aut do driftingu. Choć “Zetka” należy do linii modelowej Z (zapoczątkowanej przez Nissana 240 Z), to można go dziś nazwać spadkobiercą linii „S-chassis” (S13, S14, S15). Obecnie niezależnie od tego, czy szukamy S13, S14, czy właśnie „zetki”, to musimy się liczyć z wydatkami rzędu 50 tys. zł. Duża popularność modelu w USA sprawiła, że wiele rozbitych egzemplarzy trafiło do Europy. Auta z USA są również gorzej wyposażone i mają mają słabsze hamulce. Radzimy szukać auta z Europy.

Coś z klasą – Mercedes SL

Mercedes-Benz SL R 230 (fot. MB)
Mercedes-Benz SL R 230 (fot. MB)

W 2001 r. zadebiutowała generacja SL-a oznaczona jako R 230. Najważniejszą innowacją był stalowy składany dach Vario: po raz pierwszy w historii SL łączył nadwozia roadstera i coupé. R 230 łączył tradycję z przyszłością – np. mocno zaakcentowane wloty powietrza w przednich błotnikach nawiązywały do charakterystycznego elementu legendarnego 300 SL z lat 50. Do topowych wariantów należały: SL 55 AMG 476 KM, SL 600 500 KM oraz SL 65 AMG 612 KM, ale takie auta są zbyt drogie. W latach 2001-2012 w fabryce Mercedes-Benz w Bremie zbudowano łącznie 169 433 sportowych aut z serii R 230. Najchętniej wybierany był wariant SL 500 (99 556 egzemplarzy) i właśnie taki samochód polecamy. Zupełnie nowa konstrukcja serii R 230 pozwoliła na wysokie standardy bezpieczeństwa. W aucie znajdziemy elektroniczne systemy z zakresu dynamiki jazdy, takie jak Active Body Control (ABC), Brake Assist (BAS) oraz ESP®, a także nadwozie skonstruowane pod kątem zapewnienie bezpieczeństwa w wielu różnych rodzajach wypadków. Lifting z 2006 r. przyniósł m.in. nowe silniki w technice 4-zaworowej, łączące niższe zużycie paliwa z lepszymi osiągami. Standardowym wyposażeniem stała się 7-biegowa automatyczna przekładnia 7G-TRONIC (z wyjątkiem odmian AMG). 

A może coś innego?

Mazda-MX-5 NC (fot. mat. prasowe)

Niezależnie od tego, czego szukasz, to z pewnością znajdziesz coś dla siebie. Rynek jest pełen ciekawych aut. Na naszej liście zabrakło aut marki Porsche, bo choć można kupić “jakieś POrsche” za 50 tys. zł, to jednak trudno byłoby nam z czystym sumieniem polecić szukanie bolidu z Zuffenhausen pod finansową kreską postawionym na tym pułapie. W miejscu Opla GT bardziej oczywistym wyborem byłaby też Mazda MX-5 i BMW Z4, ale właśnie dlatego zdecydowaliśmy się pokazać tę alternatywę. W naszej grupie zabrakło też brytyjskiej motoryzacji. Dlaczego? Za 50 tys. złotych można kupić nawet napędzanego silnikiem V12 Jaguara XJS, ale nie bez powodu jest tak tani na rynku wtórnym – to tzw. „money-pit” (studnia na forsę).

Total
1
Shares