Subskrybuj nas

Zapisz się na nasz newsletter

Subskrybuj
Subskrybuj nas

Zapisz się na nasz newsletter

Włoska robota (z prądem). Pierwsza jazda Maserati Levante Hybrid

Mieliśmy okazję dobrze przyjrzeć się i przejechać, choć niezbyt długo i niezbyt szybko, Maserati Levante Hybrid. Czy zelektryfikowany SUV włoskiej marki jest wart zainteresowania? Sprawdźcie.

Włosi są jedynie w swoim rodzaju. Do tworzenia samochodów, rysowania ich na papierze i w komputerze, przywiązują największą wagę. Dlatego spod ich ręki wychodzą auta wielkie, właściwie wyłącznie zachwycające. Potrafią zaprojektować maluchy, które krzyczą „Kup mnie” i auta sportowe, które nawet bez sprawdzania na torze, samą sylwetką pokazują swój potencjał.

Właściwie wszystkie włoskie firmy stawiają na styl, bez niego obejść się nie może, musi być najładniej i najbardziej imponująco. Lata praktyki i udaje się zawsze. No mają to we krwi. Maserati nie jest wyjątkiem i dołącza zarówno do Ferrari, jak i Lamborghini, jeśli chodzi o kreskę. Zarówno mniejsze Ghibli, jak i Levante, nie mówiąc o Quattroporte muszą się podobać, a narzekać na nie mogą jedynie zatwardziali zwolennicy niemieckiej motoryzacji.

Levante Hybrid. Prezentacja po włosku

Odwrotnie jest z Włochami jeśli chodzi o planowanie i zwykłe zorganizowanie. Prezentacja modelu, w przypadku Levante Hybrid miała ona miejsce w St. Tropez we Francji, była dwudniowym chaosem. Z pięknym hotelem i wykwintną kolacją w yacht klubie nad zatoką, ale także z krótkimi jazdami testowymi i minimalnymi informacjami o aucie.

Prawdopodobnie Włosi, zachwyceni tym, jaką stylową nowość stworzyli, już dalej nie uważają za stosowne dopiąć wszystko na ostatni guzik. Wybierają słodkie nic nierobienie przy dobrej kawie niż nudne konferencje z omawianiem szczegółów technicznych pojazdu.

Nic to, przyjęliśmy ich metodę za dobrą monetę i sami postanowiliśmy się autem zająć. Najpierw wnikliwie je oglądając, potem studiując dane techniczne (szczęśliwie wysłane jednak przez producenta), wreszcie jeżdżąc.

Maserati Levante. Po prostu stylowy

O wyglądzie Levante Hybrid już napisaliśmy. Stojące na plaży auto wydaje się mniejsze niż jest, kiedy zajmie się miejsce w środku. Masywne nadkola kryją moc, przód z trójzębem na grillu imponuje, całość domyka się w specyficznie poprowadzonych, seksownych liniach. Tak, jeśli SUV ze stylem, to nie Q7, nie X5 i nie GLC, ale raczej właśnie Levante lub Alfa Romeo Stelvio.

Levante zelektryfikowało się. Wcześniej zabieg ten zastosowano w Ghibli, które dostało wersję Hybrid (nim też mieliśmy okazję się chwilę przejechać), teraz przyszedł czas na SUV-a.

Na czym polega ta elektryfikacja? Puryści będą sarkać, że to świętokradztwo i „koniec motoryzacji”, ponieważ pod maską pracuje silnik zaledwie dwulitrowy i czterocylindrowy. Jednak ci, którzy pogodzili się już z losem, który nakazuje radykalnie obniżyć wszystkim europejskim producentom emisje spalin, podniosą, że przynajmniej nie dołożono hybrydy w japońskim stylu, a jedynie instalację 48V i miękką hybrydę. To mechanizm wspomagający raczej samochód niż realne auto na prąd. Na tyle jednak skuteczny, że jak przekonują w Maserati, zdolny do zastąpienia dobrze przyjmowanego diesla w tym wozie.

Hybryda zastępuje diesla

Zarówno Ghibli Hybrid, jak i Levante Hybrid, są już dostępne na polskim rynku. Można je zamawiać i samemu sprawdzić, jak sobie radzą te rodzaje napędów. Nas przekonały, bez chwili wątpliwości przyznaliśmy, że włosi obrali dobrą drogę. Kultura pracy układu napędowego jest wzorowa. Auto jest ciche, dynamiczne, zwinne i szybkie. Moc układu to 330 KM, niewiele mniej od wysokoprężnego Levante (350 KM). Maksymalny moment obrotowy wynosi 450 Nm i jest dostępny od bardzo niskich obrotu, wystarczy zaledwie 2250 obr./min.

Wracając na chwilę do samej prezentacji. Zarówno podczas jazdy (drogami miejskimi i krajowymi) Ghibli Hybrid, jak i Levante Hybrid, Włosi zdecydowali się dodać nam własnego kierowcę. I ten strażnik, od którego oczekiwaliśmy informacji o funkcjach samochodu i jego technice, nie mówił po angielsku. W jednym i drugim wypadku. Ot, taka włoska niespodzianka, wykluczająca to, że dowiemy się czegoś więcej o aucie niż to, co zawarte było w oficjalnej informacji.

Czego się dowiedzieliśmy? Że Maserati Levante Hybrid jest autem bez wad, jeśli chodzi o kwestie komfortu i wygody. Wprost doskonale jest wyciszony i izoluje od skądinąd przyjemnego w przypadku okolic St. Tropez świata zewnętrznego. Wyśmienicie wybiera nierówności na drodze. A chwila spędzona na „off-road experience” przekonała nas, że także w terenie jest całkiem zdolny i zasługuje na miano uterenowionego SUV-a, a nie tylko bulwarówki.

Maserati Levante Hybrid jest SUV-em szybkim, do setki przyspiesza w 6 sekund. To tym bardziej godne podziwu, że auto waży aż 2090 kg. Prędkość maksymalna może wynieść aż 240 km/h. Pod tym względem Włosi wykonali dobrą robotę.

Czy to Levante brzmi jak Maserati?

Czy auto z czterocylindrowym silnikiem i doładowaniem zbliża się brzmieniowo do widlastych motorów marki z układem cylindrów w kształcie litery V? Włosi, jeszcze zanim zaczęliśmy jeździć, obiecywali, że tak. My stwierdzamy, że nie, ale także od razu dodajemy, że nie ma wstydu. Rzeczywiście, nad brzmieniem popracowano na tyle, że można odczuwać te wszystkie charakterystyczne dla Maserati prychnięcia i krztuszenie się, miłe dla ucha.

Zresztą cały układ napędowy to nie tylko instalacja 48V, przetwornica DC/DC i rozrusznik zintegrowany z alternatorem. Konstruując nocy napęd Włosi zastosowali urządzenie nazywające się eBooster. Jest to sprężarka napędzana prądem, która zasilana jest energią elektryczną zmagazynowaną w akumulatorze. Efekt działania eBoostera, jak sama nazwa wskazuje, to ekstra moc w potrzebnych chwilach, kiedy dodaje się gazu i przyspiesza.

Nie będziemy ściemniać, że sprawdziliśmy Levante Hybrid w ekstremalnych warunkach. Na to jeszcze przyjdzie czas. Już jednak pierwsza, krótka jazda pokazała, że ten układ napędowy, połączony z szybkim napędem na cztery koła (ze sprzęgłem wielopłytkowym o nazwie Q4, standardowo wyposażony w mechanizm różnicowy o ograniczonym uślizgu na tylnej osi), jest rozwiązaniem idealnym.

Na koniec: w przypadku wersji hybrydowej (choć Włosi wcale tego nie eksponują np. specjalnym znaczkiem na masce) do auta dołożono systemów wsparcia kierowcy, poszerzono wybór lakierów i unowocześniono piętę Achillesa Maserati, czyli multimedia. Teraz autem zarządza się intuicyjnie, z poziomu ciekłokrystalicznego ekranu o przekątnej 8,4 cala. Nie jest to może osiągnięcie na miarę Audi, ale też nie jest prymitywne i przedpotopowe.

Czy Maserati Levante Hybrid oraz Ghibli Hybrid to dobry wybór? Dla tych, którzy zmęczeni są trójstronną wojenką BMW, Mercedesa i Audi, dominujących w segmencie premium w Europie, to na pewno ciekawa, bardziej stylowa, a nie mniej dynamiczna alternatywa. W kategorii „budzenie podziwu” w tych autach na pewno uda się ugrać więcej niż w przypadku niemieckiej konkurencji.

Total
0
Shares